#onetontour rumunia
#onetontour rumunia
Galeria
Dyskretny urok Bukaresztu

2017-05-15

Bukareszt należy do tych europejskich stolic, których piękno ukryte jest dość skutecznie przed oczyma turysty. Nie znajdziemy tu pocztówkowych widoków, do jakich przyzwyczaiła nas Praga czy Budapeszt. Doświadczony dość boleśnie na przestrzeni ostatnich stuleci, w tym szczególnie ciężko w czasach komunistycznych, czasami chyba zapomina, że kiedyś szczycił się imieniem „Paryża Wschodu”. A jednak jest to miasto, które przy bliższym poznaniu da się polubić, miasto intrygujące i zaskakujące. Miasto, które potrafi oczarować, które żyje pełnią życia, na przekór wszystkim dziejowym przeciwnościom...
Dyskretny urok Bukaresztu

Jarosław Kuźniar wybrał się w podróż do Rumunii. Jego towarzyszami byli przewodnik Tomasz Ogiński i fotograf Jacek Bonecki. Z wyprawy powstał film "Onet on tour: Rumunia" prezentujący najpiękniejsze zakątki, atrakcje turystyczne i ciekawostki na temat tego kraju.

Położony w południowej części Rumunii Bukareszt, licząca ponad 2 mln mieszkańców metropolia to miasto pełne kontrastów, gdzie tradycja miesza się z nowoczesnością, a bieda nieodłącznie towarzyszy widocznemu na każdym kroku przepychowi. Daje to w efekcie mieszankę, która kulturowo umiejscawia to miasto zdecydowanie bliżej tradycji Wschodu niż miast typowych dla Europy Zachodniej. Turyści zaglądają tu rzadko, trudno bowiem znaleźć tu zakątki tak malownicze, jak choćby w całkiem niedalekich miastach Siedmiogrodu. Jednak, jeśli potrafimy patrzeć, umiemy otworzyć swoje umysły na dużą dawkę zupełnie innego świata, szybko okaże się, że kilkudniowy pobyt w stolicy Rumunii może okazać się za krótki.

Źródło: Shutterstock

Na tle innych miast rumuńskich, Bukareszt jawi się jako miasto o historii niezbyt bogatej, stosunkowo młode i – jak to w przypadku młodości nierzadko bywa – ambicjami nadrabiające braki w różnych dziedzinach życia. Swoją karierę rozpoczął dopiero w połowie XVII wieku, kiedy stał się stolicą Księstwa Wołoskiego, choć książęta w tym miejscu rezydowali już znacznie wcześniej. Natomiast druga połowa XIX wieku, to prawdziwy rozkwit miasta, rozbudowywanego na wzór stolicy Francji, dzięki czemu Bukareszt był nazywany "Małym Paryżem" lub "Paryżem Wschodu".

Źródło: Shutterstock

Niewiele przetrwało do naszych czasów ze świetności przedwojennego Bukaresztu – jednak to, co można zobaczyć, to naprawdę wysokiej klasy obiekty. W latach 80. „Geniusz Karpat”, Nicolae Ceaușescu, kazał wyburzyć znaczne kwartały starego miasta, przygotowując miejsce pod swój pałac – drugi po Pentagonie, największy budynek świata. Urok i piękno eklektycznych secesyjnych zakątków przedwojennego miasta, odeszło bezpowrotnie w przeszłość. To, co szczęśliwie przetrwało, daje pewne wyobrażenie, o tym, jak wspaniałym miastem był niegdyś Bukareszt.

Właściwie większość najciekawszych obiektów jest zgromadzona w obrębie historycznego centrum miasta. Można je obejrzeć w ciągu jednego dnia, jednak decydowanie warto zawitać tu na znacznie dłuższy czas. Zazwyczaj zwiedzanie miasta rozpoczyna się od Piaţa Revoluţiei – niegdyś najbardziej reprezentacyjnego miejsca w mieście. Jego dominantą jest Pałac Królewski, potężny gmach wybudowany w stylu neoklasycystycznym, w którym do 1949 roku, do czasu wymuszonej abdykacji, mieszkał rumuński król.

Pałac Królewski i pomnik Karola I, Bukareszt

Źródło: Shutterstock

Obecnie znajduje się tutaj Rumuńskie Muzeum Sztuki, którego kolekcja może przyprawić o zawrót głowy, zwłaszcza mieszkańców kraju nad Wisłą, w którym zbiory muzealne zostały straszliwie przetrzebione w czasie ostatniej wojny. Znajdziemy tu płótna Van Eyka, Bruegela, Rubensa, Rembrandta, Renoira, Picassa, Moneta i wielu, wielu innych znakomitych malarzy europejskich. Kapitalnie prezentuje się także dawna sztuka mołdawska i wołoska, a także dzieła narodowej szkoły malarzy rumuńskich. Wszystko to w pięknie odnowionych, dopracowanych wnętrzach.

Po tej dawce kultury jak najbardziej zachodnioeuropejskiej, dla odmiany warto zajrzeć do stojącej przy placu cerkwi Creţulescu, która jest typowym przedstawicielem stylu Brâncoveanu, nazywanego też czasami „rumuńskim barokiem”. Jest to bodaj najbardziej charakterystyczny dla całego kraju nurt sztuki, który wywodzi się od działalności światłego hospodara wołoskiego, Constatnina Brâncoveanu, który oprócz władzy politycznej posiadał także wielki zmysł artystyczny.

Cerkiew Creţulescu, Bukareszt

Źródło: Shutterstock

Za jego namową zaczęto w Rumunii wznosić świątynie (a później także budynki świeckie), adaptując sztukę baroku zachodnioeuropejskiego do miejscowych tradycji, a także łącząc ją z elementami greckimi i orientalnymi. Powstał styl jedyny w swoim rodzaju, bogaty stylistycznie, charakterystyczny i przyjazny oku, który z czasem został zaadaptowany jako narodowy styl rumuński. Coś, co idealnie oddaję pozycję całej Rumunii – pomiędzy Zachodem, Wschodem i Turcją...

Z placu warto się skierować w Calea Victorei – reprezentacyjną aleję z najbardziej monumentalnymi kamienicami i gmachami użyteczności publicznej, które projektowali architekci nierzadko z samego Paryża pochodzący. Szczególnie imponująco prezentuje się Palatul CEC (Pałac Kasy Oszczędnościowej), z monumentalną, wspaniałą fasadą, której łuk wsparty na ogromnych kolumnach, a także przeszklona kopuła są charakterystycznym elementem tej części miasta.

Palatul CEC, Bukareszt

Źródło: Shutterstock

Wystarczy tylko kilka kroków, by od ulicy rozbuchanych ambicji XIX-wiecznych inwestorów przejść do zupełnie innego świata. Odchodząca od alei uliczka Strada Lipscani, zamieniona w popularny deptak, to bodaj najbardziej przyjazna część bukaresztańskiej starówki. To tutaj zachował się jeszcze klimat starego miasta, z licznymi knajpkami, restauracjami i sklepikami. Tutaj Bukareszt żyje jeszcze rytmem „przedceaucescowej” regulacji miasta. Koniecznie trzeba zapuścić się tutaj w charakterystyczne dla miasta przeszklone pasaże handlowe, pełne wschodniego przepychu i... globalnych marek.

Wystarczy tylko kilka kroków, by od ulicy rozbuchanych ambicji XIX-wiecznych inwestorów przejść do zupełnie innego świata. Odchodząca od alei uliczka Strada Lipscani, zamieniona w popularny deptak, to bodaj najbardziej przyjazna część bukaresztańskiej starówki. To tutaj zachował się jeszcze klimat starego miasta, z licznymi knajpkami, restauracjami i sklepikami. Tutaj Bukareszt żyje jeszcze rytmem „przedceaucescowej” regulacji miasta. Koniecznie trzeba zapuścić się tutaj w charakterystyczne dla miasta przeszklone pasaże handlowe, pełne wschodniego przepychu i... globalnych marek.

W Bukareszcie kontrasty widoczne są na każdym kroku, monumentalne kamienice sąsiadują z miernymi domkami odrapanymi z tynku, gwarne pasaże – ze starymi cerkwiami. Najpiękniejsza z nich leży tylko parę kroków od wspomnianego deptaku. Mała, skromna, o urzekającym wystroju, cerkiew Stavropoleos z 1724, zachwyca proporcjami i maestrią detali. Jeszcze dalej, przy Strada Francuza, trzeba zobaczyć kompleks Curtea Vecie (Stary Dwór). Pochodzi on z czasów, zanim miasto zostało stolica kraju, a postawił go nie kto inny jak sam Wład Palownik. Zburzyli go Turcy, dla których był symbolem niepodległościowych aspiracji Wołoszczyzny. Tutaj znajdziemy także najstarszą świątynię w mieście, pochodzącą z 1559 roku cerkiew.

Curtea Vecie, Bukareszt

Źródło: Shutterstock

W ten sposób przebyliśmy prawie całe historyczne centrum, zatrzymując się na koniec przy słynnym Hanul Manc. To przykład popularnego na Bałkanach karawanseraju, pamiątki z czasów, kiedy władza Imperium Osmańskiego na tych ziemiach była niepodważalna. Był to pałac dla karawan kupieckich, gdzie wymieniano się nowinami ze świata, a przy okazji dobijano interesy. Dzisiaj mieści się tu popularna restauracja i kawiarnia. Warto zaglądnąć na otoczony drewnianymi galeriami dziedziniec, by poczuć prawdziwe tchnienie Orientu w środku dwumilionowego miasta molocha...

Oczywiście nie da się być w Bukareszcie i nie zderzyć z ogromną masą (tak, masa to słowo, które najlepiej oddaje charakter tej architektury) budowli socrealistycznych. Najlepiej znany jest oczywiście potężny Pałac Parlamentu, kwintesencja gigantomanii Ceaușescu, ustępujący kubaturą jedynie Pentagonowi, przy którego budowie zaangażowano 700 architektów i 20 tysięcy robotników. Ale tak naprawdę, zdecydowana większość Bukaresztu to architektura socrealistyczna. Przytłaczająca, masywna, brutalna do szpiku kości. Ale na swój sposób oryginalna, niepokojąca, a z czasem nieprzeszkadzająca. Stanowiąc wręcz charakterystyczny rys całego miasta.

Pałac Parlamentu, Bukareszt

Źródło: Shutterstock

Oczywiście – jest w Bukareszcie wiele innych miejsc, które zachwycają: piękne bulwary wzdłuż Dymbowicy, wspaniały skansen, w którym zgromadzono architekturę ludową z terenu całej Rumunii, czy też okolice Łuku Triumfalnego, niewiele tylko ustępującego paryskiemu pierwowzorowi. Jest też bogate życie nocne, ogrom knajp i pubów z muzyką na żywo, z sympatycznymi, otwartymi ludźmi, którzy potrafią się bawić. Bo Rumunii bardzo lubią się bawić – być może jest to naturalna reakcja obronna na dramatyczne zwroty historii, których doświadczyli.

Nie da się ukryć, że Bukareszt jest w większości brzydki, że niewiele ma w sobie wdzięku, i że potrafi być uciążliwy. Ale prawdą jest także i to, co napisała Małgorzata Rejmer w swojej książce "Bukareszt. Kurz i Krew":

„Bukareszt jest jak ciastko kupowane w niedzielę, niby czekoladowe i słodkie, ale z gorzką polewą. Nie znajdzie się tu łatwego piękna. Bukareszt to realizm magiczny. Bezwstyd, histeria stylu, fasadowość. Przy Bukareszcie każde europejskie miasto wydaje się tak statyczne, że aż nudne. (...) Trzeba na siłę wymyślać, co jest w Bukareszcie pięknego, a po wyjeździe i tak się umiera z tęsknoty”.

 

Fotografia tytułowa: Shutterstock

Przeczytaj też

Zapisz się na jazdę próbną chcę się zapisać