#onetontour portugalia
  • Powered by
#onetontour portugalia
Artykuł
W stronę wody

2017-10-26

Będąc nawet na krótko w Lizbonie warto na moment opuścić miasto i odwiedzić miejsca gdzie przestrzeni jest ciut więcej. Sintra – Cabo da Roca – Cascais/Estoril – trasa w sam raz na szybki jednodniowy wyjazd, choć można równie pożytecznie cały dzień przeleżeć na plaży w Cascais lub zwiedzając zabytki Sintry.
W stronę wody

Sintra – położona 40 minut jazdy pociągiem od Lizbony przyciąga kameralnym nastrojem wąskich uliczek, zapachem słodyczy i architekturą zamków i pałaców wzniesionych w pobliżu. Zwiedzanie miasteczka najlepiej zacząć od… śniadania w jednej z pastelaries. Serwują w nich lokalne słodkie specjały - queijadas de sintra (ciastko z serem i cynamonem) i travesseiros (bułka z ciastka francuskiego z nadzieniem z migdałów, jajek i cukru). Cukier to najlepsze paliwo dla turysty udającego się na wycieczkę po okolicznych atrakcjach. A jest co zwiedzać: mauretańscy władcy Lizbony postawili tu zamek (Castelo dos Mauros). Dziełem Ferdynanda von Sachsen-Coburg, męża portugalskiej królowej Marii II jest przepełniony kolorem i kiczem Pałac Pena (Palácio da Pen) wyglądający jak budowle mojej czteroletniej córki. Intrygujacy jest pałac Quinta da Regaleira, z wieloma odniesieniami do wolnomularstwa, czy romantyczny ogród Monserrate, jeden z najbogatszych ogrodów botanicznych w Portugalii.



Cabo da Roca, tu kończy się pod stopami stary świat jaki znamy, dalej jest już tylko przestrzeń Atlantyku. W miejscu oblężonym przez setki skośnookich turystów jestem jedynym z niewielu bladolicych blondynów. Stara Europa jest w defensywie, nawet tu, na końcu nieprzyjaznego świata. Największą atrakcją nie jest nawet sam widok „niczego”, tylko niewyraźny w swej przeciętności obelisk z napisem „Ponta Mais Ocidental Do Continente Europeu” (w wolnym tłumaczeniu „Koniec zachodu Europy”). Głośna młodzież z Dalekiego Wschodu nie pozwala się skupić, wypatrywać na horyzoncie jakiejkolwiek dysharmonii, jakiekolwiek życia. Jest tylko woda, horyzont, szarość chmur i cholernie mocny wiatr.



Ledwie klika lichych kilometrów na południe, jadąc lokalną drogą N247, która momentami prowadzi brzegiem oceanu, tak, że dłonią można poczuć niemalże jego listopadowy chłód trafić można do miejsca, które jest perfekcyjną antytezą zadumanej Lizbony. Cascais to elegancki kurort, pełen hoteli apartamentów i pensjonatów i weekendowych gości. Tu należy się bawić, chodzić na plażę i odpoczywać. Nie ma tu miejsca na saudade, a fado brzmi co najmniej nieszczerze. Nie zbawia się tu świata, nie tęskni za utraconą miłością, najważniejszym dylematem jest wybór miejsca na kolacje czy wybór wina do obiadu.

 

Przeczytaj też

Zapisz się na jazdę próbną chcę się zapisać