#onetontour holandia
  • Powered by
#onetontour holandia
Artykuł
Groningen - chroniczny brak nudy

2018-06-22

Groningen to 200-tysięczne miasto w północno-wschodniej Holandii. Jego mieszkańcy należą do najbardziej zadowolonych w Europie, a jedno z haseł miasta głosi "żadnej nudnej chwili". Są tu średniowieczne zabytki, znakomite muzea, największy pub w Europie (i dziesiątki innych), sieć kanałów i ścieżek rowerowych - Groningen na pewno nie może znudzić się w ciągu jednego weekendu.
Groningen - chroniczny brak nudy

Ściany Café the Crown pokrywają dziesiątki zdjęć, tabliczek i plakatów. Jeden z nich głosi: Life is like riding a bicycle. To keep your balance, you must keep moving. Życie przypomina jazdę na rowerze. Aby zachować równowagę, musisz poruszać się naprzód. Żaden cytat lepiej nie pasuje do Holandii niż ta wypowiedź Alberta Einsteina.

 

Młody barman z Korony przypomina nieco słynnego fizyka zagubieniem w czasie i przestrzeni oraz rozczochranymi włosami. Sama fryzura, nie poddająca się chyba teorii względności, mogłaby jednak należeć raczej do Ruuda Gullita (a wybiegając poza Holandię, ale pozostając w sferze futbolowej, do Carlesa Puyola lub Davida Luiza). Café the Crown przy Gedempte Zuiderdiep 2 dopiero zaczynało się zapełniać, choć było po 22.00. - Holendrzy mają styl podobny raczej do Hiszpanów. Knajpki zaczynają zapełniać się dobrze po północy – tłumaczy Aneta Oleksiak, Polka mieszkająca ponad dwa lata w Groningen.

 

Pomimo późnej pory, przyjechała na spotkanie oczywiście na rowerze. W Holandii to najzupełniej normalne. - Niektórzy niestety zapominają później, gdzie przypięli rower – śmieje się Aneta. W Groningen często zauważyć można smutne rowerowe widma, zielone, brązowe lub błękitne, powoli tracące swój blask i uśmiech wraz z ginącymi kołami i siodełkami.

 

Imprezowy wieczór z transportem jednośladowym czasem kończy się też w kanale. Wypadki raczej się nie zdarzają, ale co jakiś czas policja wyławia z wody dwukołowego topielca. W Amsterdamie liczba ta sięga ponoć 15 tys., w Groningen nie wiadomo. To jednak niewielki procent przypadków, gdy zbyt dobra zabawa kończy się mało fortunnie. A w wielokrotnie mniejszym Groningen czas spędzić można równie ciekawie, jak w stolicy Holandii.

 

Groningen jest siódmym co do wielkości miastem Holandii, ale wiedzie w kraju prym… szczęśliwości

 

W 2007 r. Komisja Europejska stwierdziła, że pośród 75 średnich i dużych miast "Starego Kontynentu", to mieszkańcy Groningen są najbardziej zadowoleni.

 

Eurobarometr powtórzono w 2013 r. z podobnymi rezultatami. Na 79 miast powyżej 50 tys. mieszkańców z krajów UE, ale też Turcji, Norwegii czy Szwajcarii, tylko duński Aalborg i niemiecki Hamburg wypadły minimalnie lepiej. 97 proc. "absolutnie zadowolonych" z życia mieszkańców. Tylu, ilu w Oslo, Kopenhadze i Zurychu i o jeden malutki punkt procentowy więcej niż w Amsterdamie.

 

 

- W końcu nasze hasło to "nic nie przebije Groningen" – śmieje się Wouter Steenhuisen, specjalista ds. marketingu i promocji Groningen. Jest odpowiedzialny akurat za to, by miasto kusiło i cieszyło przyjezdnych, ale sam również należy do rzeczonych 97 proc. - Z unijnego badania wynika, że mieszkańcy najbardziej zadowoleni są z opieki zdrowotnej, oferty sportowej i kulturalnej, edukacji oraz jakości przestrzeni publicznej. Wysoko oceniamy też niskie zanieczyszczenie powietrza – mówi Wouter, nieświadomie dobijając mieszkańca zapylonego Krakowa.

 

Uczucie zadowolenia udzieliło się i mi podczas trzech dni, które spędziłem w największym mieście północnej Holandii. "Żadnej nudnej chwili" – głosi inne motto miasta i naprawdę trzeba się natrudzić, by Groningen szybko się opatrzyło.

 

Najprostszego wyjaśnienia (samo)zadowolenia miejscowych można by upatrywać w ich młodym wieku – prawie połowa z 200 tys. mieszkańców jest poniżej 35 roku życia, a 50 tysięcy stanowią studenci – ale w Groningen zwyczajnie dobrze się żyje. Nawet ze świadomością, że za życia skradną Ci co najmniej dwa rowery.

 

Nie ma złej pogody - jest tylko złe ubranie

 

- Liczba rowerów śmigających po ulicach jest zaskakująca tylko dla obcokrajowców. Wgapiają się w nie, jak w dziewczyny w dzielnicy czerwonych latarni – śmieje się Aneta Oleksiak. Śliczna brunetka wyjechała Polski już kilka lat temu. Po studiach w niemieckim Bambergu trafiła do Groningen.

 

Codziennie dojeżdża rowerem na uniwersytet, do polskiego sklepu pani Małgosi, banku, urzędu i na spotkania z przyjaciółmi. Niestraszna jej listopadowa słota. – Nie ma złej pogody; jest tylko złe ubranie – przytacza popularny holenderski slogan. Tylko gdy spieszy się do pracy jako specjalista ds. marketingu i promocji lotniska w Eelde, 15 km od centrum, korzysta z autobusu. A zajęć ostatnio nie brakuje.

 

 

28 października 2014 r. Wizz Air uruchomił połączenie lotnicze z Gdańska do Groningen, strona internetowa lotniska zyskała wersję polskojęzyczną, a w planach są już broszury i foldery. Anetę wyłącznie to cieszy - liczba Polaków wyraźnie zaczęła rosnąć, a ona sama nie musi już jechać do Amsterdamu, by polecieć na święta do domu.

 

– W całej prowincji Groningen mieszka szacunkowo 40 tys. Polaków, w Holandii ok. 200 tys., więc te dwa loty tygodniowo na pewno ich ucieszą – mówi Aneta Oleksiak. Powinny też zyskać przychylność Polonii niemieckiej (Groningen dzieli niecałe 200 km od Bremy i 300 km od Hamburga), oczywiście turystów i… studentów.

 

Tutejszy uniwersytet jest, obok Amsterdamu i Utrechtu, wśród najstarszych i największych w Holandii z ok. 10 proc. odsetkiem studentów z zagranicy, głównie programu Erasmus. I właśnie m.in. dzięki Erazmowi z Rotterdamu, Groningen żyje i dniem, i nocą.

 

Widok z góry na Grote Markt

 

Klucz wykonuje w bramie skrzypliwe "chrr, chrr", jakby usilnie przypominając, że tak wymawia się zbitkę "gr" w nazwie miasta. Spiralna klatka schodowa (260 stopni) zdecydowanie nie jest przeznaczona dla osób cierpiących na klaustrofobię i nie bardzo też dla Holendrów – statystycznie jest to najwyższe wzrostem społeczeństwo w Europie. Musieli wyraźnie urosnąć od końca XV w., gdy stawiano dzwonnicę (Martinitoren) kościoła św. Marcina. "Chrr, chrr" chichoczą złośliwie metalowe drzwiczki na galerię widokową, z której rozpościera się najlepszy widok na Groningen.

 

- To dla zdrowia po obfitej kolacji – śmieje się Wouter, zdradzając jedną z tajemnic udanego życia w Groningen. Martinitoren pozostaje najwyższym budynkiem miasta, chociaż w ostatnich latach powstało sporo biurowców. Ich światła migotały w oddali za łuną centrum; nowoczesność usunęła się w cień i mrok, ustępując miejsca starszym braciom.

 

 

Z wysokości prawie 100 metrów nie słychać było życia Grote Markt. Drugie tchnienie doby dopiero się rozpoczynało. Na pełny oddech przyjdzie czas po północy i potrwa do 5-6 rano. Nocna zmiana warty minie się z poranną. Rynek Główny po krótkiej drzemce obudzi się znów o siódmej. Plac zapełnią budki i stragany z ubraniami i jedzeniem. Zaspani turyści przemkną do centrum informacji turystycznej po mapy i pamiątki, a miejscowi spałaszują wyborne bułki ze śledziami, makrelami i krewetkami, poprawiając frytkami. Belgijskimi.

 

O 22.00, gdy spoglądaliśmy z góry na Grote Markt, kilka osób zapewne popijało też belgijskie piwo w pubie Drie Gezusters. Bursztynowe Quadrupel z La Trappe lub inne, klasztorne piwo, jasne z Affligem, owocowe La Chouffe lub Kasteel Rouge. Większość wybrała zapewne klasycznego, holenderskiego Heinekena lub Amstel. Trudny wybór, jak na największy pub w Europie przystało, za jaki uważany jest Drie Gezusters.

 

Trzy Siostry rozrosły się współcześnie do rodziny 5 kamienic i oprócz olbrzymiego, niezwykle popularnego pubu, należy do nich również hotelik De Doelen z restauracją. Drie Gezusters to labirynt korytarzy i pomieszczeń składających się na 7 stref, jak Hoppe z muzyką disco, soul i funk lat 80. i 90., hawajsko-latynoski Tikibar czy Blauwe Engel – Błękitny Anioł na afterparty do rana.

 

Grote Markt

 

Grote Markt jest jednym z miejsc, które pamiętają lata dawnej świetności Groningen. W 1040 roku miasto było najdalej na północ wysuniętą placówką diecezji Utrecht. W XIV w. staje się członkiem Hanzy, zyskując na znaczeniu jako ośrodka handlowego. Jest centrum administracyjnym także dla sąsiedniej prowincji Fryzji. Średniowieczne mury miejskie zniknęły, ale obecny plan ulic centrum został zachowany.

 

 

Najpiękniejszym historycznym budynkiem jest Goudkantoor na Waagplein, tuż za neoklasycystycznym ratuszem dominującym na Rynku. Nazwa Domu Złota pochodzi z XIX w., kiedy probiernik cechował tu wartość szlachetnych kruszców. Pięknie zdobiony budynek powstał jednak już w 1635 r. i był siedzibą poborcy podatkowego. Dziś pieniędzy pozbyć się tu równie łatwo, gdyż przylega on do galerii handlowej Waagstraat Complex.

 

Przy Grote Markt pozostało zaledwie kilka XVII- i XVIII-wiecznych kamienic. Rynek został zniszczony w kwietniu 1945 r., ale na szczęście bomby ominęły kościół św. Marcina i ratusz. Obecnie wschodnia pierzeja Grote Markt podlega, budzącej spore kontrowersje, przebudowie. Groninger Forum będzie mieścił placówki muzealne, kulturalne, edukacyjne; trafią tu najlepsze wystawy, pokazy, koncerty i konferencje, a na dachu otwarta zostanie restauracja z tarasem. Forum po otwarciu w 2017 r. ma stanowić swoistą przeciwwagę dla najsłynniejszej placówki muzealnej miasta – Groninger Museum.

 

Ten dziwaczny budynek wita gości przyjeżdżających do Groningen pociągiem. Po wyjściu z dworca kolejowego (Stationsplein), uznawanego za jeden z najpiękniejszych w kraju dzięki połączeniu neogotyckich i neorenesansowych zdobień oraz wspaniałej, secesyjnej hali głównej z dekoracjami papier-mâché, stajemy przed wielokolorowymi pływającymi klockami.

 

Groninger Museum to jedno z najlepszych muzeów sztuki współczesnej w Holandii, znane m.in. z prac holenderskiego kolektywu De Ploeg. To jednak sam budynek czyni go wyjątkowym, gdyż zgodnie z ideą jego projektantów "miał odwrócić uwagę od samej sztuki". Głównym architektem Groninger Museum był Włoch Alessandro Mendini i to jego wpływ, ale także budynki biblioteki Grasiego i pasaż handlowy Nataliniego przy Waagstraat, sprawiły, że Groningen bywa nazywane "najbardziej włoskim miastem Północy".

 


Przy "muzealnej wyspie sztuki" zlokalizowano przystań statków wycieczkowych. Rejs wokół centrum to godzinna podróż w tempie znacznie bardziej przystającym do średniowiecznego rodowodu miasta niż współczesna rowerowa pogoń. Szachownica uliczek i pasaży, uroczych sklepików pełnych okrągłych serów wielkich niczym młyńskie koła, drewnianych chodaków, kapeluszy i winylowych płyt, eleganckich butików i restauracji przy Folkingestraat, XVIII- i XIX-wiecznych kamieniczek oraz niepozornych bram do hospicjów kryjących trawiaste dziedzińce, jak pamiętające XIII i XIV w. przytułki Ducha Świętego i św. Gertrudy, ustępuje krainie zwodzonych mostów, ceglanych magazynów i dziesiątków zacumowanych barek, pachnących smarem, drewnem, kwiatami i rybami.

 

Niespieszna podróż kanałami Groningen przypomina, że w średniowieczu nawet w samym centrum, w miejscu dzisiejszego Vismarktu była przystań, a obecny kościół Aa-kerk był kapliczką, w której o obfitość połowów prosili rybacy. Targ Rybny (Vismarkt) w XXI wieku wciąż intensywnie pachnie rybami we wtorki, piątki i soboty.

 

Zamek Fraylemaborg w Slochteren

 

- W Groningen sprzedawano warzywa, owoce, zboże i produkty rolne z całej prowincji, czy wieś tego chciała, czy nie. Takie było prawo – dość smutnym głosem konstatuje Daan Hoogerkamp, przewodnik po zamku Fraeylemaborg w Slochteren, kilkanaście km od Groningen. – To oczywiście rodziło liczne tarcia, ale miasto było zbyt silne, by mu się przeciwstawić. Mieszkańcy borg w Slochteren nie bez powodu jednak silnie ufortyfikowali swoje domostwo – dopowiada Hoogerkamp. Sympatyczny, starszy Pan jest przewodnikiem po zamku od 7 lat. Fraeylemaborg stał się muzeum w 1972 r. po renowacji, którą przeprowadziła fundacja Gerrita van Houten.

 

- Fundacja odkupiła obiekt po śmierci ostatnich właścicieli w latach 50. Kilkanaście lat poświęcono na aranżację wnętrz. Większość oryginalnego wyposażenia wyprzedano do Niemiec i USA – siedzimy w gabinecie na parterze, a Daan Hoogerkamp nalewa mi drugą filiżankę kawy. Holendrzy są drugą po Szwedach nacją najbardziej rozmiłowaną w czarnym napoju.

 

 

Gdyby zrobiono nam zdjęcie, moglibyśmy dołączyć do dziesiątek podobnych fotografii zdobiących ściany. Od XVIII wieku, kiedy zamek zyskał już obecny wygląd i właściwie stał się pałacem, aż do początków XX wieku Fraeylemaborg był popularnym miejscem spotkań arystokracji, możnych i polityków. Urokliwa, kremowa budowla zdaje się unosić na wodzie stawu pośrodku rozległego parku w stylu angielskim. Cała posiadłość zajmuje 23 hektary.

 

- Właściciele byli całkowicie samowystarczalni: hodowali krowy i owce, w stawie łowili ryby, uprawiali żyto i jęczmień, w sadzie rosły jabłonie i grusze – opowiada Daan Hoogerkamp. W dawnej kuchni wciąż stoi piec opalany torfem, powszechnie dostępnym materiałem w wydartej wodzie Holandii. Kuchnia jest jednym z najstarszych pomieszczeń Fraeylemaborg, który – pomimo dzisiejszego rezydencjonalnego wyglądu – powstał jako wieża obronna, tzw. borg.

 

W prowincji Groningen istniało ok. 200-300 borgen, ale przetrwało zaledwie 13. Cztery pełnią funkcję muzealną: Fraeylemaborg, Verhildersum, Nienoord i Menkemaborg. Zamki i przylegające do nich posiadłości są dziś jedną z największych atrakcji regionu. – Menkemaborg ma pięknie zachowane wnętrza – nieco z żalem mówi Hoogerkamp, gdy opuszczamy zamkową wysepkę.

 

W minionych wiekach bez zaproszenia właścicieli nie można było przekroczyć mostu prowadzącego do borgu. Dziś stoją one przed wszystkimi gośćmi otworem.

 

Największe atrakcje prowincji Groningen, oprócz stolicy regionu i rezydencji (borgen):

 

Bourtange – wspaniale zachowana, niemal w nienaruszonym od 1742 r., stanie twierdza z urokliwym miasteczkiem położonym w środku cytadeli. Jest tu kilka muzeów prezentujących życie w XVI-XVIII w. twierdzy na granicy z Niemcami oraz przytulnych restauracji.

 

 

Klasztor Ter Apel – surowy, gotycki, znakomicie zachowany i restaurowany w ostatnich latach klasztor w małej wiosce Ter Apel. Jest jedynym w regionie, który w dobrym stanie przetrwał reformację. Przetrwał nawet wewnętrzny dziedziniec, przekształcony w herbarium.

 

 

Park Narodowy Lauwersmeer - dziki zakątek na pograniczu prowincji Groningen i Fryzji. To spory równinny, podmokły obszar łąkowy z torfowiskami, trzcinowiskami i kanałami. Żyje tu ok. 250 koników (polskich) i 500 krów rasy szkockiej wyżynnej (Highland), a przede wszystkim dziesiątki gatunków ptaków. Poprowadzono tu kilkadziesiąt km tras pieszych i rowerowych, a rybackie wioski, takie jak Zoutkamp posiadają mariny.

 

Jezioro Lauwersmeer jest odciętym fragmentem Morza Wattowego (Waddensee), czyli stale kształtowanego pływami morskimi rozległego obszaru mulistych mielizn, plaż, wysepek i kanałów. Ten przybrzeżny fragment Morza Północnego wpisany jest na listę UNESCO. W holenderskiej części Morza Wattów zobaczyć można m.in. foki, a Holendrzy – oprócz żeglowania – upodobali sobie wędrówki ze stałego lądu na wyspy Schiermonnikoog czy Ameland po odsłoniętych przez odpływy mieliznach (tzw. wadlopen).

 



Inne atrakcje miasta Groningen:

 

Infoversum 3D – charakterystyczna biała kopuła nie bez powodu przypomina planetę. Infoversum to nowoczesne planetarium, ale również teatr i kino prezentujące trójwymiarowe filmy i pokazy dotyczące fizyki, przyrody czy ewolucji.

 

Excalibur jest najwyższą, wolnostojącą ścianką wspinaczkową na świecie. 37-metrowa konstrukcja podzielona jest na różne stopnie trudności. Północna strona ścianki jest łatwiejsza, część południowo-zachodnia stanowi większe wyzwanie. Ścianka znajduje się na terenie Klimcentrum Bjoeks.

 

Życie nocne: trzy puby znalazły się na liście TOP100 holenderskiego magazynu kulinarno-hotelarskiego Misset Horeca: De Pintelier na 9. miejscu, Café Wolthoorn na 26. i Soestdijk na 49. Najwięcej barów – oprócz Grote Markt i Vismarkt – znajduje się przy Poelestraat. Polecam zwłaszcza sympatyczny Borrelcafe Oblomov z dużym wyborem lanych piw i sympatyczną atmosferą podczas quizów. Warto wstąpić też do Huis de Beurs – najstarszego pubu w mieście.

 

Informacje praktyczne:

 

Jak dojechać: od 28 października 2014 r. do Groningen można dolecieć bezpośrednio z Polski, z Gdańska, połączeniem linii Wizz Air. Loty odbywają się we wtorki i soboty, ale od 30 marca 2015 r. harmonogram ma zmienić się na poniedziałki i piątki.

 

Gdzie jeść: Bistro Vive la Vie, restauracje Boven Jan i Weeva, Feithhuis Stadscafe – we wszystkich warto spróbować zupy musztardowej z boczkiem, która jest wyjątkowym specjałem holenderskiej kuchni i znakomicie rozgrzewa w zimne dni, a w każdym miejscu jest przyrządzana nieco inaczej. Godne polecenia są oczywiście ryby i owoce morza, np. małże.

 

Gdzie spać:

  • Asgard Hotel – minimalistyczny, nowoczesny, kameralny hotel oddalony 10 minut spaceru od Groninger Museum i dworca kolejowego
  • Hamphire Radesingel – duży, komfortowy hotel nad kanałem po południowej stronie centrum; pokoje na wyższych piętrach oferują widoki na miasto.

Przeczytaj też

Zapisz się na jazdę próbną chcę się zapisać