2018-05-10
Z powierzchni oceanu wyłania się kilka smukłych skalnych filarów, przypominających palce wyciągnięte ponad wodę w stronę nieba, z dala od brzegu i cywilizacji. Na szczycie jednego z nich w miarę zbliżania zaczyna jednak majaczyć biało-czerwony punkcik. Gdy spojrzysz bliżej, zobaczysz, że to maleńka latarnia morska - być może jedna z najbardziej samotnych na świecie.
Za dnia, gdy nie świeci, ostrzegając statki, ciężko ją zauważyć. Jak gniazdo morskiego ptaka przywarła do wierzchołka imponującej 120-metrowej skały pośrodku wzburzonego oceanu, u wybrzeży Wysp Westman, które z kolei znajdują się około 9 km na południe od kontynentalnej części Islandii.
![](https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/3/3f/Thridrang.jpg)
Fot. Unnur Þóra Jökulsdóttir
Automatyczna latarnia Þrídrangaviti (Thridrangaviti, Thridrangar) wybudowana została przed wybuchem II wojny światowej. Budowa tego maleńkiego domku na wysokiej skale pośrodku wielkiego niczego nie była łatwym zadaniem, gdyż w roku 1938 o helikopterach można było sobie tylko pomarzyć. Budowniczowie z mozołem wspinali się po pionowych skałach na szczyt, ręcznie przygotowując podstawę latarni, zmagając się z deszczem i huraganowymi wiatrami, pracując na krawędzi przepaści, na dnie której szalały fale lodowatego Atlantyku.
Dzisiaj opieka nad tą odizolowaną latarnią jest dużo łatwiejsza, co nie znaczy, że łatwa i bezpieczna. Doświadczeni piloci śmigłowca mogą posadzić na chwile maszynę na maleńkim lądowisku, zwalniając techników od karkołomnej wspinaczki - nie zwalniając zaś od szczególnej ostrożności na szczycie...